Zanim otworzę czarną książkę ze złotymi literami na okładce, muszę wiedzieć skąd się wzięła i dlaczego jest dla Katolików ważna jak żadna inna. Do tej pory wiedziałem mniej więcej z czego się składa, jak jest skonstruowana, jakim językiem pisana i że "pisali ją ludzie natchnieni przez Ducha Świętego". Jeżeli Twoja wiedza wyjściowa jest na podobnym poziomie, to znaczy, że gówno mało wiesz.
poniedziałek, 11 stycznia 2010
sobota, 9 stycznia 2010
Na początku było słowo...
"Chrześcijaństwo przyszło do Polski późno. Zastało państwo już w pełni zorganizowane, obyczaje ustalone i okrzepłe. Stara kultura żyła jeszcze przez całe stulecia w sposób zupełnie samoistny. Przepełnione nią tłumy najpierw traktowały to, co wraz z łaciną przyszło z Zachodu, jako rzeczy obce. Pomału jednak przywykały do nich, uznawały ich wspaniałość i piękno, umiłowały wreszcie z daleka przyniesiony i cudza mową przemawiający kult. Pomimo wszystko - pozostał on czymś danym z góry w gotowej formie, systemem wierzeń, praw i obyczajów, w których kształtowaniu nikt z Polaków bezpośrednio nie uczestniczył. Żyjący na samych krańcach katolickiego świata naród musiał się po prostu dostosować, zmieścić w już wykończonej budowli.
Przodkowie dzisiejszych Włochów, Francuzów i Niemców sami brali udział w historii papiestwa. Państwo Kościelne powstało w wieku VIII z łaski króla Franków. Kiedy Polska przyjęła chrzest, Kościół liczył sobie prawie tysiąc lat istnienia. Nasi książęta wysyłali już tylko poselstwa do Rzymu, uchodzącego za stolice świata.
Polacy są narodem katolickim, ale ich stosunek do wiary polega na uczuciu i przywiązaniu do tradycji. Tyle razy już pisano o braku u nas głębszych zainteresowań religijnych. I dziś jeszcze przeciętny polski katolik nie zna większości dogmatów i wskutek tego - wzorem swojego przodka z XIII stulecia - właściwie nie wie, w co wierzy."
Paweł Jasienica - "Polska Piastów", Świat Książki Warszawa 1998
Nie jestem ateistą. Nie jestem też komunistą, żydem ani gejem. Jestem po prostu człowiekiem szukającym odpowiedzi. Tak jak 95% tego społeczeństwa jestem katolikiem, ochrzczonym i bierzmowanym.
Do kościoła przestałem chodzić dawno temu, do spowiedzi jeszcze wcześniej. Nie podobało mi się, że zwierzam się nieznajomemu z najgłębszych tajemnic a On w zamian karmi mnie wyuczonymi formułkami. Już jako dziecko zauważyłem, że spowiednicy zbywają mnie szablonowymi pouczeniami. Jeżeli Bóg istnieje i jest tym, czym kościół twierdzi, że jest to nie muszę wyznawać przed nim swoich grzechów bo doskonale je zna. Rozgrzeszenie? Żyję bez niego i nawet nie czuję różnicy.
Do kościoła chodziłem jeszcze długo po tym jak zacząłem bojkotować spowiedź. Nie przyjmowałem komunii, ale chodziłem. W końcu przestałem, bo miałem już dość patrzenia na ludzi. Ludzi, którzy przychodzą tam, siedzą przez godzinę z poważną miną, klęczą, bija się w pierś, zawodzą wzniosłe pieśni a wychodząc plują na Rumunkę, żebrzącą przed wejściem. Z niedzieli na niedzielę coraz bardziej przyglądałem się wspólnocie mojego kościoła i za nic w świecie nie byłem w stanie dostrzec w niej dobra. W końcu nie mogłem już patrzeć na zakłamane twarze hipokrytów, którzy przez cały tydzień, plują zawiścią i kłamstwem, a w niedzielę drepczą do świątyni udając pokorne owieczki. Połowa z nich chodzi tam na pokaz, druga z przyzwyczajenia, nie chciałem należeć do żadnej z nich.
Klerycy w kółko biadolą o wspólnocie, ale w rękawie zawsze mają argument, że do kościoła przychodzi się na spotkanie z Bogiem, a nie z ludźmi. Przez jakiś czas starałem się nie zauważać ludzi i koncentrować się na uczestnictwie z mszy. Ale armia Boga okazała się nie lepsza od zbłąkanych owieczek. W jej szeregach nie brakuje, kłamców, oszustów, przebierańców, złodziei, alkoholików i zboczeńców, którzy rysują krzyż w powietrzu i karmią ciałem Chrystusa tą samą ręką, którą wcześniej "głaskali" ministrantów.
"Historia Kościoła Katolickiego"* to lektura dozwolona od lat 18, w której nie brakuje seksu, przemocy, zdrady i nagłych zwrotów akcji. Zapoznawanie się z każdym kolejnym jej rozdziałem mocno Co najgorsze, to właśnie obecnie kościół jest bardziej uczciwy i bogobojny niż kiedykolwiekdemotywuje do uczęszczania na msze i rodzi najważniejsze i najtrudniejsze z pytań - Czy Bóg w ogóle istnieje? Czy nie został wymyślony tylko po to by łatwiej było kontrolować masy i uprawiać ponadczasową globalną politykę?
Bóg jest ludziom potrzebny, bo wiara stanowi sens naszego życia. Obietnica życia wiecznego to marchewka na kiju, za którą podążają miliony pokoleń. Świat załamałby się gdyby ludzie w nic nie wierzyli. Jeśli po śmierci mielibyśmy się obrócić w nicość nie było by sensu być uczciwym i pracowitym za życia. Każde nawet najbardziej prymitywne plemię, czci jakieś bóstwo i wierzy, że cierpienie zostanie wynagrodzone. Gdybyś wiedział na sto procent, że po śmierci nie czeka Cię, żadna kara ani nagroda, żaden sąd tylko najzwyczajniejszy niebyt, a wszystkie tajemnice i grzechy zabierzesz do grobu, starałbyś się? Ja nie! A przecież jest to jeden z prawdopodobnych scenariuszy.
To, że wierzymy w życie pozagrobowe nie znaczy jeszcze, że mamy rację i faktycznie ono istnieje. Z drugiej strony mamy te wszystkie cudach i zdarzenia, których nikt nie potrafi wyjaśnić. Każdy z nas przynajmniej raz w życiu spotyka się z czym, co interpretuje jako mistyczne i na fundamencie tego buduje sobie własną prawdę objawioną. Może to być otarcie się o śmierć, miłość, a nawet zwykłe złudzenie optyczne albo grzyb na ścianie, który przypomina Matkę Boską. Wszystko to można też zrzucać na "przypadek", ale czy nie jest to równie naiwne jak dorabianie do wszystkiego ideologii?
Tak oto znalazłem się w ćwierćwieczu swojego żywota, z tysiącem pytań i stoma tysiącami sprzecznych odpowiedzi. Jak miałbym umieć wybrać właściwe, skoro nawet nie spojrzałem do "okólnika", nie mówiąc już o przeczytaniu go w całości. 95% katolików w 40-sto milionowym kraju. Ilu z nich czytało Biblię? Chociaż raz w życiu? Tak od A do Z? Spotkałem może jedną czy dwie takie osoby (nie licząc kleru i katechetów) - zaś kogoś, kto cokolwiek by z niej wyniósł nie spotkałem nigdy.
Jak mam się nie zgadzać z czymś czego do końca nie znam? Jak mam odrzucać coś co znam jedynie z przekazów? Byłoby to co najmniej nie poważne. A zatem zabieram się za "Pismo Święte" - biblię katolików, których większość umiera nigdy jej nie przeczytawszy, którą cytują nie znając kontekstu, którą kultywują nie wiedząc o co w niej chodzi. Może znajdę odpowiedzi, może znajdę Jezusa, może zacznę chodzić do kościoła, a może raz na zawsze postawię kreskę na doktrynie Rzymsko Katolickiej i poszukam sobie innego kościoła. W każdym razie będę się tutaj dzielić swoimi spostrzeżeniami, interpretacjami i wnioskami.
* - nie mam na myśli konkretnej książki o takim tytule, lecz ogólnie pojętą wiedzę historyczną.
Subskrybuj:
Posty (Atom)